Jak już wiadomo, homo homini lupus est ("Człowiek człowiekowi wilkiem"), a homo sum humani nihil a me alienum esse puto ("Jestem człowiekiem i nic, co ludzkie, nie jest mi obcec"). Od tych maksym nie odbiegali także ROUTIERSI, a nawet bym powiedział, że dobrze ich one charakteryzowały.
Tak ich opisywał historyk z tamtych czasów:
„Rozwścieczeni, łapczywi, oswojeni z mordem i grabieżą, byli skorzy do łapania za żelazo, a jeśli chodziło o walkę, to szybko stawali się posłuszni dowódcom. Uzbrojenie składało się z kirysu, naręczaków, nagolenników i okrycia ud, sztyletów, solidnych mieczy, włóczni. Tą bronią się chętnie posługiwali, nawet pieszo i każdy nich miał 1-2 przybocznych zależnie do zasobności. Zrazu jak odkładają broń, przyboczni zajmują się polerowaniem w taki sposób, że w trakcie walki błyszczy jak lustra, co dawało wojownikom groźniejszą aparycję. Inni byli łucznikami z długimi łukami z cisu; zawsze gotowi do posłuszeństwa posługiwali się bronią z wielką zręcznością.”
W czasie wojny stuletniej routiersi zostali powołani przez Anglików jako bardzo dobrze wyszkolona i karna jednostka, którą łatwo można było dowodzić.
Dobrze znany jest fakt, że podczas przerw w działaniach wojennych, królowie angielscy „zapominali” o płaceniu żołdu tym żołnierzom, więc aby się utrzymać, zajmowali się oni napadami na drogach na kupców i innych podróżników. Stąd właśnie przydomek ‘routiers’, od francuskiego 'route', czyli droga. Doskonała dyscyplina i umiejętności w robieniu mieczem powodowały, że te zorganizowane kompanie niosły postrach w całym rejonie Francji, Burgundii i Włoch.
Z czasem routiersi znaleźli sobie jeszcze bardziej dochodową działalność - najemnictwo. Powiedziałbym, że niektórzy kapitanowie routiersów bardzo dobrze na tym wyszli, jak np. John Hawkwood czy Perrinet Gressard, o których będzie mowa w kolejnych moich postach.
autor: Rafał Wyszewski
コメント